Epidemia koronawirusa wpłynęła nie tylko nasze życie, ale też i na to... jak mówimy. Powstało wiele nowych słów związanych z panoszącą się na świecie chorobą. Językoznawca prof. Jerzy Bralczyk dostrzega to, ale ma nadzieję, że wiele z nich odejdzie szybko wraz z koronawiruse
Prof. Jerzy Bralczyk komentuje, że jeżeli w życiu społecznym pojawia się zjawisko, które "wyraźnie się zaznacza i odciska piętno", to wówczas związane z nim słowo dodaje się do różnych innych słów, bardzo często - dla skrótu. "Dawniej było mnóstwo różnych euro-, eko- czy neo-" - przypomina, komentując popularność przedrostka "korona-", obecnego np. w słowie "koronaferie".
"Nie jestem zwolennikiem nadmiernego używania takich różnych »koron«" - zastrzega językoznawca i podkreśla, że takie sformułowania dość mocno go irytują, bo ich używanie jest upraszczaniem rzeczywistości.
"Trzeba jednak przyznać, że samo słowo »korona« dość dobrze do tego się nadaje - jest poręczne i łatwo się przykleja do innych słów" - zauważa profesor.
Prof. Bralczyk: tarcza ma pokazać, że jesteśmy "zaopiekowani"
Wpływ pandemii na gospodarkę sprawił, że w mediach gości słowo "tarcza antykryzysowa". Zdaniem prof. Bralczyka "tarcza" to dość wygodna metafora, która oddziałuje na odbiorcę poprzez dosłowne znaczenie, a także wywołując skojarzenia. "»Tarcza« ma pozytywne konotacje: tarczą się zasłaniamy przed ciosami; możemy być z tarczą albo na tarczy" - wymienia językoznawca.
Jednocześnie ostrzega on, że jeśli metaforę zbyt często się powtarza, wówczas może się ona zleksykalizować i przestaje być przejrzysta. "Albo też zaczyna nas nużyć, drażnić; dostrzegamy wówczas, że większość metafor upraszcza rzeczywistość" - mówi.
Prof. Bralczyk zwraca uwagę na modne słowa, których ludzie czasem używają, by pokazać swoje ideologiczne zaangażowanie: "Tak było dawniej ze słowem »postępowy«, a stosunkowo niedawno - »innowacyjny«. »Innowacyjność« była naszym obowiązkiem. Teraz »tarcza« jest w obiegu. Czasem ci, którzy są nieżyczliwi rządowi i jego działaniom używają słowa »tarcza« ironicznie, inni używają go serio, chcąc podkreślić, że jesteśmy »zaopiekowani«".
Pandemia jak pandemonium
Rzadko używanymi do niedawna słowami, a obecnie powszechnymi, są "epidemia" czy "pandemia". "Słowa »demos« i »epidemos« mają grecki rodowód. Epidemia - wiemy, co to jest; pandemia ma szerszy zasięg, a jednocześnie kojarzy się z »pandemonium«. Jeśli coś jest endemiczne - to jest swojskie, a epidemiczne - to pochodzi niejako z zewnątrz. Mamy tu jeszcze cząstkę »pan-« - miłą uchu, która jednak w tym wypadku oznacza grecką »wszystkość«. Jak w »panoptiocum« - gdzie »wszystko« się widzi, i »pandemionium« - gdzie diabły »wszystko« ogarniają, tak i »pandemia« oznacza coś, co jest »wszędzie«" - opowiada prof. Bralczyk.
"Ponieważ chciałbym, żeby koronawirus szybko od nas odszedł, to mam nadzieję, że przez to również niektóre słowa przestaną być potrzebne. Mam nadzieję, że związane z epidemią słowa nie wejdą na dłużej do języka; że wiele z nich odejdzie wraz z koronawirusem" - podsumowuje profesor.
Przyzwyczaić się do "zdalności"
Językoznawca zauważa również popularność określeń "zdalne nauczanie" i "praca zdalna". "Zdalność. Nie bardzo mi się to słowo podobało; kojarzy się raczej z pilotem, którego używając - powoduję ruch w innym miejscu" - mówi prof. Bralczyk. Teraz jednak powoli się do niego przyzwyczaja: "Przynajmniej jest to polskie słowo. Z rodowodem słowiańskim".